Kończy się lato, a wraz z nim nadchodzi długo wyczekiwany sezon polowań zbiorowych. Niektóre koła czekają z pierwszym polowaniem do listopada, inne zaczynają już w październiku, a niektóre niestety w tym roku nie organizują polowań zbiorowych wcale. Ach ten ASF… Wielu z nas często bywa zapraszanych do innych kół gościnnie. W takich okolicznościach najczęściej myśliwy „pilnuje” się intensywniej. Stara się nie „podpaść”, częściej odpuszcza strzał, skupia się, bo nie zna terenu, ale częściej także występują wzmożone emocje. Na proszonym polowaniu mamy szanse spotkać zwierzynę dla nas egzotyczną. Zapolować na zwierza niespotykanego w macierzystym kole. Na przykład wychodzi na linię życiowy odyniec, lub medalowy byk. Ciśnienie od razu skacze i decyzja o strzale, choć musi być przemyślana, zapada błyskawicznie.
Jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami? Najmądrzejsi ludzie odpowiedzą, że nie ma sposobu. Każda sytuacja jest inna. Zwierzyna przychodzi z różnych kierunków, teren różnie ukształtowany, naganka w różnej odległości. Zmiennych jest tak wiele, że nigdy nie jest tak samo. Może to jest wspaniały urok polowania? Ciągła gonitwa za niedoścignionym. Sytuacje, które nie powtórzą się już nigdy, gdy każdy moment jest niespodzianką.
Dodam parę prywatnych wskazówek. Pomimo, iż uczestniczę w polowaniach odkąd sięgam pamięcią i polowań zbiorowych mam na swoim koncie nie przesadzając setki, zawsze budzą we mnie pewną obawę. Będąc naganiaczem (co stanowi większość mojego zbiorówkowego stażu), zdarzyło mi się wdrapywać na drzewo przed rannym dzikiem, czy też czuć ocierające się o moje nogi dziki biegnące przez młodnik. Jako myśliwy obserwowałem myśliwych niejako po drugiej stronie pędzenia. W obu przypadkach stwierdzam, że z zachowaniem ludzi na polowaniu naprawdę bywa różnie. Zatem zostawię sytuacje „niedopuszczalne”, a przejdę do moich rad jak do nich nie dopuścić. Po pierwsze należy dobrze rozpoznać, z kim się poluje. To od nas zależy uczestnictwo w polowaniu. Jeśli ktoś stwarza bezpośrednie niebezpieczeństwo, nie należy przymykać oka, darować, bo przecież to Kolega. Czy gdy zdarzy się wypadek wystarczą nam przeprosiny od Kolegi? Po drugie należy bezwzględnie samemu zachowywać się w sposób bezpieczny. Łatwo powiedzieć… Osobiście, zawsze gdy zajmę stanowisko, sprawdzam gdzie są moi sąsiedzi. Następnie w głowie układam sobie plan, w jakich kierunkach będę oddawał ewentualny strzał. Wyobrażam sobie biegnącą zwierzynę po lewej stronie, jak ją prowadzę i wyznaczam charakterystyczne miejsce (drzewo, krzak, kamień), w którym opuszczę lufę aby minąć linię. Tę samą czynność wykonuję dla prawej strony. Na koniec postanowienie gdzie ewentualnie będę strzelał do zwierzyny i za który spust pociągnąć. Trzecia rada dotyczy okresu przed polowaniem. Wszyscy na pewno pamiętamy jak członek koła, często łowczy lub prezes, na walnym zgromadzeniu czy też podczas corocznego szkolenia strzeleckiego, wygłaszają przepisy prawne dotyczące bezpieczeństwa na polowaniu. Taki jest obowiązek Zarządu Koła, aby podnosić wiedzę jego członków. Pytam tylko, z jakim skutkiem? Gdyby każdy z nas zrobił rachunek sumienia i szczerze odpowiedział, ile wiedzy przyswoił, o czym myślał, gdy kolega się produkował, kiedy ostatnio czytał regulamin polowań, to nie chcę wróżyć, jakie byłyby to odpowiedzi. Jak temu zaradzić? Niektórzy odpowiedzą, aby wprowadzić obowiązkowe testy. Kto miałby je przeprowadzać? Koledzy z koła mieliby nie dopuszczać do polowania, bo komuś zabrakło punktu? Nie jest to dobra droga. Przytoczę zatem przykład z mojego Koła. Spotkaliśmy się w tym roku pod koniec września na jesiennym Walnym Zgromadzeniu. Frekwencja dopisała, co jest niezbędnym czynnikiem powodzenia przedsięwzięcia. Drugim czynnikiem była chęć i inicjatywa jednego z członków koła. W Chłopskim Kole Łowieckim Sarna w Wiźnie osobą taką okazał się Kolega Hubert Arciszewski. Kilka miesięcy przed Walnym Zgromadzeniem porozumiałem się z Kol. Hubertem telefonicznie, kiedy to zgłosił on chęć zorganizowania konkursu wiedzy myśliwskiej. Kolega zobowiązał się przygotować pytania, przeprowadzić konkurs, a także uwaga, przygotować nagrody. Sprawę przedstawiłem na Zarządzie, gdzie zapadła zgodna decyzja. Z przeprowadzeniem konkursu nie było już tak kolorowo. Niestety myśliwi niezbyt chętnie zapatrywali się na publiczne wystąpienia. Gdy udało się zebrać trzech śmiałków, Kol. Hubert zaczął zadawać losowo wybrane pytania. Na każdego uczestnika wypadło dziesięć pytań. Tematyka dotyczyła gwary łowieckiej, biologii zwierząt oraz przepisów prawnych. Początek konkursu niestety zakłócali niebiorący w nim udziału myśliwi. Przy trzecim pytaniu: „W jakich okolicznościach wolno myśliwemu na polowaniu zbiorowym opuścić stanowisko z bronią naładowaną?” zapała cisza. Wszyscy uważnie nasłuchiwali odpowiedzi. Przy kolejnych pytaniach pojawiło się mnóstwo podpowiadających. Po trzydziestu pytaniach podliczono punkty i wręczono nagrody.
Dzięki Kol. Hubertowi Arciszewskiemu znacznie wzrosło zainteresowanie tematem bezpieczeństwa, a myśliwi ze słuchaczy stali się mówcami. Mam nadzieję, że konkurs wiedzy myśliwskiej stanie się w Naszym Kole tradycją, a może i inni podejmą inicjatywę wdrażania ciekawych pomysłów. Chciałbym serdecznie podziękować Kol. Hubertowi Arciszewskiemu za ogrom zaangażowania, jaki włożył w pracę na rzecz koła.
Darz Bór i połamania podczas bezpiecznych polowań.
Rafał Chodorowski