Dzień św. Huberta przypadł w tym roku w czwartek, zatem Zarząd Koła Łowieckiego „Sarna” w Wiźnie układając plan polowań zbiorowych, postanowił zorganizować polowanie „Hubertowskie” w najbliższą po święcie niedzielę, czyli 06.11.2016 r. Plany dotyczące przebiegu polowania powstały już na Walnym Zgromadzeniu we wrześniu. Wszyscy członkowie zgodnie wyrazili chęć wsiedlenia bażantów. Tu pojawił się pierwszy problem, gdzie kuraki kupić. Hodowla w Elżbiecinie niestety nie funkcjonuje, a najbliższa za Warszawą. Zdecydowanym głosem odezwał się kol. Andrzej Ostrowski, mówiąc, że problemu nie ma, gdyż bażanty przywiezie.
Wraz z upływem kolejnych tygodni postępowały prace przygotowawcze. Do łowczego zaczęły wpływać inicjatywy członków koła. Jeden zaproponował, że porozmawia z księdzem o odprawieniu Mszy Świętej, inny załatwi podwózkę, następny zorganizuje namiot i stoły, i tak trzeba by długo wymieniać.
Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany dzień Polowania Hubertowskiego, zbiórka w Burzynie o 7:15. Msza Święta rozpoczęła się o godzinie 7:30. Na zaproszenie kol. Piotra Dzwonkowskiego przybył do kościoła w Burzynie proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Łomży ks. Jerzy Abramowicz, który wraz z proboszczem parafii Burzyn wspólnie odprawili mszę poświęconą myśliwym.
Kilka pamiątkowych zdjęć na schodach kościoła i przemieszczamy się dwa domy dalej. Sygnał zbiórki myśliwych nawołuje wszystkich w okolice namiotu. Parę słów od prowadzącego polowanie, przedstawienie gości tj: Przemysława Rutkowskiego, Mariusza Dejneka, Piotra Choińskiego i Krzysztofa Chodorowskiego, następnie przypomnienie zasad bezpieczeństwa, zwierzyna zaplanowana na polowanie oraz losowanie kartek. Odgrywamy apel na łowy, po czym część myśliwych wsiada na podwózkę zorganizowaną przez kol. Kazika Mocarskiego i kol. Adama Zalewskiego, pozostali poruszają się samochodami.
Wyjeżdżamy w kierunku Mocarzy, a na przyczepie od razu rozpoczęły się rozmowy jak to się kiedyś polowało na zające. Za miejscowością Szostaki ktoś krzyknął: patrzcie bielik. Rzeczywiście na polu siedział ogromny ptak. Bielik zerwał się i w asyście atakujących go kruków poleciał do najbliższej olszyny. Piękny był to widok, a polowanie jeszcze się na dobre nie zaczęło. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Dzielimy się na dwie grupy. Duże numery, czyli od połowy w górę okrążają olszynę z lewej strony, a małe z prawej. Do olszynki wchodzi dwóch naganiaczy i trzy psy. Linia myśliwych czeka zniecierpliwiona. Wreszcie podrywa się pierwszy ptak. Na linii odzywa się kanonada strzałów. Za chwilę następny kogut wzbija się w powietrze, po czym kolejny i kolejny. Niektóre ptaki lecą prosto, inne okrążają olszynę, część wylatuje pionowo i przechodzi w lot szybowy, a część leci nisko nad ziemią. Olszyna została przeczesana przez nagankę kilkakrotnie. Parę kogutów zasiadło na drzewach, ale i te udało się zgonić. Pędzenie trwało około godziny, a emocji było co nie miara. Na koniec uwieczniliśmy piękne chwile zbiorowym zdjęciem.
Następnie wsiedliśmy na przyczepę i podążyliśmy na kolejne pędzenie. Tym razem poganiany był las sosnowy połączony z olszyną. Nieopodal lasu stała jeszcze nieskoszona kukurydza, zatem wiązaliśmy z tym pędzeniem spore nadzieje. Tym bardziej, że wszędzie pełno było świeżych tropów dzików i jeleni. Niestety miot okazał się pusty. Dziki poszły za rzekę, gdzie ich sypialnia.
Zbiórka myśliwych przy ciągniku, szybkie przeorganizowanie i rozstawiamy się na kolejne pędzenie. Zamykamy olszynę z najdłuższego boku i od czoła. Naganka dzieli się na dwie grupy podążające rozdwojoną częścią lasu. Synchronizacja naganiaczy była wręcz idealna. Gdy obie grupy przebyły jakieś sześćset metrów, utworzyły wspólną linie i powoli podążały wzdłuż olszyny. Wreszcie skrajny naganiacz krzyczy, że poszły jelenie. Niestety nie na linię myśliwych, a w gołe pola, czyli na niezamknięty bok olszyny. Późniejsze rozmowy wyjaśniły, iż był to dużych rozmiarów byk, łania oraz cielak. Pomimo dobrej współpracy nie udało się pozyskać żadnej zwierzyny. Pędzenie skończyło się około trzynastej, po czym wsiedliśmy na przyczepę i podążyliśmy do burzyna na wspólny posiłek.
Na miejscu odprawy został ułożony pokot, który wspaniale prezentował się na tle biebrzańskich bagien. Sygnaliści odegrali pióro na rozkładzie, a po nim koniec polowania. Rozpoczęła się biesiada zapowiedziana sygnałem posiłek.
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania polowania w tak wspaniałej atmosferze. Niektórych wymieniłem z imienia i nazwiska, a o innych nie wspomniałem, co nie znaczy, że o nich nie pamiętam. Pamiętam i myślę, że inni też nigdy nie zapomną.
Darz Bór!
Rafał Chodorowski
W imieniu swoim i pozostałych gości chciałbym podziękować gorąco koledze Rafałowi Chodorowskiemu, Zarządowi Koła Sarna Wizna i wszystkim jego członkom za zaproszenie na polowanie hubertowskie i biesiadę. Dziękujemy za miłe przyjęcie, ciekawe i udane polowanie na pióro oraz wspólna biesiadę w gronie kolegów myśliwych.
Darz Bór!
Mariusz Dejneka