Polski Związek Łowiecki to ogólnokrajowa organizacja zrzeszająca polskich myśliwych i koła łowieckie.

Czym jest współczesne łowiectwo?

Od redakcji!

W weekendowym wydaniu „Gazety Olsztyńskiej” z dn. 10.04 2016 r. ukazał się wywiad z Panem Zenonem Kruczyńskim – kiedyś myśliwym – dziś aktywistą ekologicznym. Obraz myśliwego nakreślony słowami Pana Kruczyńskiego jest bardzo negatywny, wręcz drastyczny. Niniejszą polemiczną odpowiedź w formie wywiadu z Łowczym Okręgowym zamierzaliśmy opublikować w Gazecie Olsztyńskiej w najbliższym wydaniu sobotnio – niedzielnym. Niestety, nie ukazała się ponieważ redakcja odmówiła nam jej publikacji. Sytuacja dla nas jest tym bardziej niezrozumiała, że Gazeta Olsztyńska niejednokrotnie publikowała merytoryczne artykuły na temat łowiectwa, nawet w postaci okazjonalnych dodatków jak Gazeta Leśna, a nie szkalujące jak ten wywiad, osoby bądź co bądź o kontrowersyjnych poglądach, który w wysoce zwerbalizowanych i emocjonalnych opisach przedstawia w krzywym zwierciadle łowiectwo, mówiąc tylko o zabijaniu. Mamy prawo mieć inny pogląd na łowiectwo i na ekologię, której tak wielkim orędownikiem stał się Pan Kruczyński. Dlatego też postanowiliśmy opublikować ten wywiad w naszym Myśliwcu ażeby myśliwi byli przygotowani na podobne ataki ze strony pseudoekologów i umieli sensownie odeprzeć ich ataki. Niech pozostanie chociaż u nas ślad w Myśliwcu na wspomniany wywiad z Panem Kruczyńskim, a zapewne dotrze on kiedyś i do naszego adwersarza, który powinien zreflektować się i obiektywniej oraz rzeczowo oceniać problemy w które uwikłał się.

Pytania polemizują niejako z zadawanymi przez dziennikarkę Panią Katarzynę Guzewicz oraz odpowiedziami na nie Pana Kruczyńskiego. Zwracamy się więc w imieniu redakcji do Łowczego Okręgowego dr hab. Dariusza Zalewskiego z pytaniem.

Nie wstyd Koledze, że jest myśliwym ?

Jestem dumny z tego, że jestem myśliwym. W wywiadzie z Panem Kruczyńskim, znajdują się opisy scen, które w życiu etycznego, dobrego myśliwego w ogóle nie powinny mieć miejsca. „Odruchowo sięgnąłem po sztucer i strzeliłem”. Strzelanie to nie odruch, to przemyślana czynność wykonywania w ściśle określonych warunkach. Co mnie osobiście najbardziej uderzyło to fakt, że Pan Kruczyński bardzo dużo mówi o zabijaniu, a wcale nie wspomina ile czasu poświęcił na dokarmianie, szacowanie szkód łowieckich, budowę paśników, uprawę poletek łowieckich, szukanie i likwidowanie wnyków i inne czynności, które są „dniem powszednim” polskiego myśliwego. Nie wiem jakim człowiekiem jest Pan Kruczyński, ale myśliwym – w moim odczuciu – pozytywnym nie był.

Przyzna Kolega jednak, że opisy polowań, dostrzeliwania zwierzyny, patroszenia wywołują w społeczeństwie bardzo negatywne i emocjonalne reakcje. Wystarczy skorzystać z Internetu.

Rzeczywiście, opisy przytaczane w wywiadzie są bardzo obrazowe. Są to jednak odczucia osoby, która robi wszystko aby słowo „myśliwy” miało jednoznacznie negatywny wydźwięk. Autor wypowiedzi zręcznie operuje odpowiednio dobranymi słowami. Chce wywołać grozę i ją wywołuje. Jednak, czy odczucia jednego człowieka mogą przedstawić prawdziwy obraz jakiejkolwiek działalności innych ludzi ? Proszę posłuchać takiego opisu. „Ból z każdą chwilą narastał i zdawał się rozsadzać czaszkę. Gwizd wiertła i zapach przypalanej kości stawał się nie do zniesienia” – nie mam takiej wprawy jak Pan Kruczyński ale myślę, że te zdania nie budzą pozytywnych skojarzeń. A to tylko przerysowany opis wizyty u dentysty. Czy to znaczy, że wszyscy dentyści (od razu bardzo przepraszam wszystkich dentystów) to osobnicy lubujący sie w zadawaniu bólu? Opisy polowań podawane przez Pana Kruczyńskiego mają tyle samo wspólnego z polowaniem, co mój opis z wizytą u dentysty.

Jednak radykalne działania różnych grup broniących praw zwierząt spotykają się z dużą aprobatą społeczeństwa.

To prawda. Trzeba jednak pamiętać, że argumenty tzw. „ekologów” zwykle trafiają do osób nie związanych z łowiectwem. Wiedza biologiczna – a co najgorsze dotycząca otaczających nas dzikich zwierząt – jest w społeczeństwie bardzo znikoma. Poroże daniela jest mylone z porożem łosia. Sarna jest „żoną” jelenia, a na każdy gatunek zwierzyny płowej jest jedno określenie – „jelonek”. Na spotkaniu z dziećmi, które ostatnio moje Koło Łowieckie zorganizowało w naszej kwaterze myśliwskiej, w czasie pogadanki, jeden z opiekunów dzieci nie mógł uwierzyć, że samiec daniela co roku zrzuca swoje poroże i co roku buduje je od nowa. Dla myśliwych to podstawowe wiadomości.
Kolejny przykład – w wywiadzie z panem Kruczyńskim jako ilustracji użyto zdjęcia pochodzącego z Chin jelenia milu, który w Polsce nie występuje w stanie dzikim, a jedynie w kilku ogrodach zoologicznych i zwierzyńcach. Czy to ma jakikolwiek związek z myśliwymi i łowiectwem? Łatwo jest przekonać do swoich argumentów kogoś kto ma bardzo małą wiedzę na ten temat. „Ekolodzy” doskonale o tym wiedzą i grając na ludzkich emocjach i odruchach fałszują prawdziwy obraz łowiectwa.

Myśliwi to bardzo uprzywilejowana grupa, mogą użytkować zwierzynę, która jest własnością skarbu państwa, polować w nocy niemal pod oknami śpiących mieszkańców wsi – czy takie rozwiązania prawne powinny dalej funkcjonować ?

Owszem, możemy polować na zwierzynę, która w Polsce jest własnością skarbu państwa. Trzeba jednak pamiętać również o drugiej stronie medalu. Koła łowieckie płacą za dzierżawę obwodów łowieckich i odpowiadają finansowo za szkody wyrządzone przez zwierzynę w uprawach rolnych. Dla każdego koła łowieckiego to koszty od kilkudziesięciu, do blisko 200 tysięcy złotych rocznie. Państwo na swoją własność, czyli zwierzynę, nie wydaje ani złotówki. W Gazecie Olsztyńskiej Pan Kruczyński opowiada o wspaniałym doznaniu jakim jest zobaczenie sarny, dzika czy łosia. To rzeczywiście piękny widok. Tyle tylko, że przeciętny mieszkaniec miasta widzi zwierzynę – najczęściej sarny – kilka razy w roku, często z okna samochodu. Tymczasem na ten widok składa sie praca myśliwych, leśników i rolników. Codzienna praca i codzienne koszty. O tym Pan Kruczyński w swojej wypowiedzi nie wspomina. A szkoda, myślę, że taki obraz byłby pełniejszy i z całą pewnością bardziej prawdziwy.
Co do strzelania pod oknami. Pan Kruczyński dzieli sie z dzikami mirabelkami ze swojego sadu. Skoro tak zdecydował, to ma do tego pełne prawo. Jednak niech nie zabrania innym ochrony swoich upraw. Jeżeli ktoś ma dom pod lasem, ale nie jest rolnikiem, to chce mieć tylko spokój i piękne widoki. A jeśli przy domu pod lasem jest kilkadziesiąt arów ziemniaków uprawianych na potrzeby rodziny, która tam mieszka, to niekoniecznie chce się dzielić z dzikami. Wiele razy w słuchawce telefonu myśliwi słyszą: ” Zróbcie coś z tymi dzikami, zryły już pole za stodołą i zabierają się za ogródek warzywny. Na krzyki i hałasy już nie reagują, a pies boi sie wyjść z budy”. Odległość 100 metrów od zabudowań mieszkalnych w jakiej można oddać strzał, to odległość zapewniająca, z jednej strony bezpieczeństwo mieszkańców, a z drugiej możliwość realnej ochrony pól.

Trudno jednak zaprzeczyć, że strzelanie i zabijanie zwierząt jest elementem polowania. Pan Kruczyński przestał polować po zabiciu psa goniącego sarnę. Czy Kolega po polowaniu nie ma wyrzutów sumienia ?

Muszę przyznać, że nie potrafię zrozumieć logiki wypowiedzi Pana Kruczyńskiego. Proszę sobie przypomnieć opis tamtej sytuacji. Sarny znajdowały się w łanie zielonego owsa – czyli była to wiosna, okres kiedy sarny są w wysokiej ciąży lub karmią małe koźlęta. W starciu z dwoma atakującymi psami co najmniej jedna zostałaby zagryziona. Uratował jej życie. Strzelił do psa. Nie mówi, czy miał szansę odpędzić te psy, dlaczego nie strzelił w powietrze aby odwrócić uwagę psów i przerwać pościg. Nie zabił psa na miejscu. Jak sam powiedział, pies konał w męczarniach. Skoro wybrał życie dla sarny i śmierć dla psa, to mógł sprawić by pies się nie męczył. Można było skrócić to cierpienie w ułamku sekundy. Dlaczego tego nie zrobił ? Postrzałki się zdarzają, nie można ich całkowicie wyeliminować, ale każdy myśliwy, który postrzeli zwierzynę ma bezwzględny obowiązek jak najszybciej ją dostrzelić.
Wracając do pytania. Wychodząc na polowanie liczę na kontakt z przyrodą, na możliwość oderwania się od codziennych spraw. Mam możliwość obserwowania zwierzyny w jej naturalnym środowisku. Na dachu ambony, na której siedziałem, usiadł kiedyś młody orzeł bielik, widziałem z odległości kilku metrów płynące rzeką bobry, widziałem wiele scen o których mogą tylko marzyć autorzy filmów o tematyce przyrodniczej. I to tak na prawdę jest dla mnie największa radość. Jednak na polowanie zabieram nie tylko lornetkę i aparat fotograficzny. Zabieram również sztucer. Kiedy spotkam zwierzynę, na którą w danym momencie jest sezon polowań, którą ma wpisaną w upoważnienie do wykonywania polowania, z uwzględnieniem jej wieku i płci, wówczas podejmuję decyzję czy będę strzelał czy nie. Jeżeli decyduję sie sięgnąć po broń, to czuję już tylko odpowiedzialność i muszę być maksymalnie skupiony, aby mój strzał był jak najbardziej precyzyjny. Wszystko, co się dzieje po tym, to już obowiązek i odpowiedzialność wobec zwierzyny. Skoro pozbawiłem ją życia, to muszę umieć ją odpowiednio wypatroszyć, przygotować tuszę do wystudzenia i transportu do punktu skupu. Gdybym cokolwiek zrobił źle i zmarnowałbym tuszę, wówczas miałbym wyrzuty sumienia. Tylko wtedy.

Czy myśliwi nie przeceniają znaczenia dziczyzny jako pokarmu dla ludzi. Przecież niewielki odsetek społeczeństwa może spróbować dziczyzny.

Odpowiem pytaniem na pytanie. Czy duży odsetek społeczeństwa wie jak smakuje jagnięcina, gęsina, mięso z królika czy hodowanej przepiórki? A jednak nikt nie neguje zasadności hodowli owiec czy gęsi. Myśliwi robią bardzo dużo aby spopularyzować dziczyznę w Polsce. Żaden festyn łowiecki taki jak „Myśliwskie Smaki” w Piszu, Węgorzewski Festiwal Łowiecki, Regionalna Wystawa Przyrodniczo Łowiecka w Jedwabnie czy Festiwal Kultury Myśliwskiej w Lidzbarku Warmińskim, nie może się odbyć bez konkursów kulinarnych, wspólnego gotowania czy degustacji potraw z dziczyzny. Bardzo bym chciał, aby każdy mógł jej spróbować, aby dziczyzna była dostępna w każdym większym sklepie mięsnym. Była by to najlepsza promocji dziczyzny jako bardzo zdrowego mięsa. Niestety, w obecnym stanie prawnym niewiele kół ma możliwość skorzystania ze sprzedaży bezpośredniej i przekazuje tusze firmom skupującym dziczyznę, które są zainteresowane głównie eksportem.

Czym w takim razie – według Kolegi – jest współczesne łowiectwo ? Czy jest w ogóle potrzebne ? Czy przyroda nie da sobie rady sama ?

Wokół łowiectwa krąży wiele mitów aktywnie podsycanych przez krzykliwe organizacje „ekologiczne”. Należy do nich między innymi lansowanie tezy, że przyroda sama sobie da radę bez ingerencji człowieka. To kolejna, zupełnie absurdalna doktryna tzw. obrońców zwierząt, polegająca na ich uczłowieczaniu, tzn. przypisywanie ludzkich cech zwierzętom. Zwierzęta nie wymagają współczucia – wymagają mądrego i opartego na naukowych podstawach zarządzania przez człowieka. I nie jest to moje prywatne odczucie. Takie są wnioski naukowców zajmujących się problematyką funkcjonowania populacji zwierząt. Wystarczy chociażby zapoznać się z referatami pani prof. dr. hab. Wandy Olech z SGGW, czy pana prof. dr hab. Henryka Okarmy z Instytutu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk wygłoszonymi na konferencji jaka odbyła się w kwietniu br. na Wydziale Nauki o Zwierzętach SGGW w Warszawie (dostępnych na stronie www.pzlow.pl). Współczesne łowiectwo, to forma aktywnej ochrony przyrody. Z jednej strony pozwalająca na bezpieczne korzystanie z jej odnawiających się zasobów, z drugiej, dbająca o to, by gatunki, dla których zmiany w krajobrazie przyrodniczym nie były sprzyjające, korzystały z odpowiedniej ochrony. Odpowiedzialne postępowanie z populacjami dzikich zwierząt wymaga przygotowania, stałej obecności w terenie oraz wiedzy o wszystkich zależnościach jakie występują w przyrodzie między poszczególnymi gatunkami. Wszystkie te warunki spełniają myśliwi zrzeszeni w Polskim Związku Łowieckim. Dążenie do całkowitego zaprzestania polowań, to w dzisiejszych czasach zupełny mit, w dodatku niosący bardzo niebezpieczne konsekwencje. Wystarczy stwierdzić, że populacja dzików występująca w Polsce to ok. 260-280 tysięcy osobników. Przy potencjale rozrodczym tego gatunku sięgającym corocznie 100-150% stanu wiosennego, po roku należy się spodziewać kolejnych 280- 300 tys. młodych dzików. Łącznie, to już ponad 0,5 mln. Kolejny rok, kolejne min. 100% i liczebność dzików osiąga liczebność ponad 1 mln. osobników. Kolejny rok i kolejne podwojenie. Przy liczebności ponad 2 mln. osobników droga dla Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF), który dzięki aktywności podlaskich myśliwych udało sie zatrzymać na terenach przygranicznych, stanęłaby otworem. Jakie to miałoby konsekwencje dla rolników, hodowców trzody chlewnej, eksportu polskiej żywności – lepiej nawet nie myśleć. Oczywiście, o działalności myśliwych można by było długo mówić, wyjaśniać i tłumaczyć lecz przekraczałoby to ramy tej rozmowy. Mam jednak nadzieję, że przekazane wiadomości pozwolą na bardziej obiektywną i sprawiedliwą ocenę polskich myśliwych.

Niniejszy artykuł ukazał się w kwartalniku „Myśliwiec Warmińsko Mazurski”, numer 1 (67) z kwietnia 2016 i został zamieszony za zgodą autora. Kwartalnik dostępny jest bezpłatnie w biurze ZO PZŁ Łomża.

Udostępnij
Twitter
WhatsApp